Maleje liczba porodów – informacja WOW NFZ za rok 2022
Oddział Wojewódzki NFZ w Poznaniu przekazał informację dotyczącą liczby urodzeń, jakie odnotowano w poszczególnych szpitalach naszego województwa w roku 2022. W dalszym ciągu notowany jest rekordowo spadkowy trend w tym zakresie świadczeń.
W 2022 r. szpitale w Wielkopolsce odnotowały około 30 tys. porodów. Natomiast w 2021 r. w szpitalach naszego regionu odebrano około 33 tys. porodów.
Patrząc przez pryzmat subregionów – najwięcej hospitalizacji porodowych w ubiegłym roku zanotowano w subregionie poznańskim – około 16,5 tys. Wpływ na to ma przede wszystkim liczba ludności w tym subregionie (gęstość zaludnienia). Na drugim miejscu plasuje się z liczbą 5,6 tys. porodów subregion kaliski. Trzeci jest subregion leszczyński – odebrane 3172 porody, czwarty koniński – 2644, a ostatni pod tym względem jest subregion pilski z liczbą około 2 tys. porodów sprawozdanych przez tamtejsze szpitale.
NFZ w Poznaniu zaprezentował swoisty „ranking porodówek”:
- Ginekologiczno-Położniczy Szpital Kliniczny UM w Poznaniu – 5856 porodów (za 2021 r. na 1. miejscu z liczbą 6834 porodów),
- Szpital Miejski im. F. Raszei w Poznaniu – 1977 porodów (za 2021 r. na 3. miejscu z liczbą 1944 porodów),
- SZOZ nad Matką i Dzieckiem w Poznaniu – 1969 porodów (za 2021 r. na 2. miejscu z liczbą 2498 porodów),
- ZZOZ w Ostrowie Wielkopolskim – 1720 (za 2021 r. na 4 miejscu z liczbą 1878 porodów),
- Szpital Wojewódzki w Poznaniu – 1567 (za 2021 r. na 6. miejscu z liczbą 1584 porodów),
- Wojewódzki Szpital Zespolony w Lesznie – 1533 (za 2021 r. na 5 miejscu z liczbą 1622 porodów).
- Wojewódzki Szpital Zespolony im. dr. Romana Ostrzyckiego w Koninie – 1199 (za 2021 r. także na 7. miejscu z liczbą 1319 porodów),
- Pleszewskie Centrum Medyczne w Pleszewie sp. z o.o. – 973 (za 2021 r. również na 8. miejscu z liczbą 1116 porodów),
- Szpital Pomnik Chrztu Polski w Gnieźnie – 965 (za 2021 r. na 13. miejscu z liczbą 849 porodów),
- Szpital Powiatowy im. T. Malińskiego w Śremie sp. z o.o. – 906 (za 2021 r. na 14. miejscu z liczbą 823 porodów).
Z analizy powyższych danych dotyczących liczby porodów w poszczególnych szpitalach wynika zarazem, że w pierwszej dziesiątce najchętniej wybieranych przez Pacjentki „porodówek” znalazł się zaledwie jeden szpital powiatowy pierwszego poziomu zabezpieczenia opieki porodowej i okołoporodowej – prowadzony w formie spółki prawa handlowego Szpital w Śremie.
NFZ prezentuje również informacje, które szpitale z poszczególnych subregionów przyciągają najwięcej przyszłych mam, na co dzień mieszkających w innych powiatach. W każdym subregionie da się znaleźć takie przykłady. W subregionie pilskim największe zróżnicowanie wystąpiło w Szpitalu w Chodzieży – 47 proc. kobiet było w 2022 r. z powiatu chodzieskiego, 36 proc. rodzących z wągrowieckiego, a co dziesiąta z pilskiego. Szpital w Pile poza samymi mieszkankami powiatu pilskiego (69 proc.) przyciąga jeszcze rodzące z powiatu złotowskiego (17 proc.).
Spadek notowanej liczby porodów powoduje, że działalność zdecydowanej większości Oddziałów Położniczo-Ginekologicznych, które borykają się na co dzień z problemem braku kadr – dodatkowo staje się nierentowna. Problematyka ta była przedmiotem obrad na styczniowym posiedzeniu sejmowej Komisji Zdrowia.
Stwierdzono w trakcie obrad, że dzieci rodzi się coraz mniej z roku na rok w Polsce a w ślad za tym ubywa porodówek i oddziałów położniczych niemal we wszystkich województwach. Włodarze poszczególnych miast, głównie powiatowych, są zmuszeni zamykać trakty porodowe w podległych im szpitalach. Jak wskazano na posiedzeniu Komisji, liczby mówią same za siebie. W całym 2022 r. urodziło się bowiem niespełna 315 tys. Polaków. To najmniej od II wojny światowej. Jeszcze gorsza wiadomość jest taka, że coraz bliżej nam do granicy 300 tys. urodzeń rocznie. Co ciekawe, w poprzednich latach, zwłaszcza przed pandemią COVID-19, liczby te oscylowały wokół 400 tys. urodzeń rocznie.
W 2015 r. oddziałów ginekologiczno-położniczych było w Polsce 424. W kolejnych latach liczba ta spadała, by w 2022 r. osiągnąć 364. Są takie województwa, np. podlaskie, gdzie w latach 2015-2023 liczba oddziałów nie uległa zmianie, są jednak też takie, gdzie znacząco spadła. To np. województwo dolnośląskie, gdzie były 33 oddziały, a obecnie działa 25. Takie dane przedstawił Michał Dzięgielewski, dyrektor Departamentu ds. Lecznictwa w Ministerstwie Zdrowia, podczas styczniowej Sejmowej Komisji Zdrowia.
Co ciekawe, o ile szpitale w dużych miastach jak np. Szpital Kliniczny im. Anny Mazowieckiem w Warszawie czy Szpital Ginekologiczno-Położniczy w Poznaniu, odbierają rocznie po 3 tys. porodów, to niektóre powiatowe mniej niż sto. Utrzymanie tych ostatnich jest kosztowne, ale eksperci wskazują, że jeśli kobieta ma jechać 50 km do porodu, to lepiej, aby porodówka była blisko niej. Mimo to Uniwersytecki Szpital Kliniczny we Wrocławiu, który prowadzi oddziały zamiejscowe w Strzelinie zdecydował pod koniec 2022 r. o zamknięciu porodówki w Strzelinie, wskazując między innymi na rosnące koszty wynagrodzeń. Uniwersytecki Szpital Kliniczny we Wrocławiu dopłacał do prowadzenia tej lokalizacji średnio ponad 800 tys. zł miesięcznie – wylicza Sebastian Drobczyński, rzecznik prasowy wrocławskiego USK.
400 porodów rocznie – taką granicę przyjęto przed kilkoma laty w resorcie zdrowia jako minimum dla porodówki, która powinna się bilansować ekonomicznie, a szpital nie tracić na jej utrzymaniu. Czasy jednak się zmieniły, dzieci rodzi się coraz mniej, a cena procedur finansowanych przez NFZ wystarczająco nie wzrosła. Dotychczas rodziły głównie kobiety urodzone w latach 80-tych, czyli z wyżu demograficznego. Dziś małe powiatowe miasta się wyludniają, bo młodzi ludzie wędrują do wielkich metropolii.
– Oddziały, w których odbywa się 100, 150, 200 porodów rocznie, są to jednostki, które nie zapewniają wystarczającej jakości opieki, ponieważ nie przestrzegają odpowiednio standardów. Jeżeli dziecko rodzi się rzadziej niż codziennie, można przyjąć, że są to oddziały, w których uśpiona jest w jakimś stopniu czujność. Owszem, mogą to być oddziały geograficznie wykluczone. Na pewno jest argument dla funkcjonowania niektórych małych porodówek w Bieszczadach. Dlatego trzeba znaleźć konsensus z geografią, natomiast nie ma uzasadnienia utrzymywanie dwóch oddziałów, które są w odległości 15 kilometrów od siebie, jeżeli każdy z nich ma 250 porodów – wskazał Michał Dzięgielewski, podczas Sejmowej Komisji Zdrowia.
Stąd zdaniem ekspertów, umowna liczba 400 porodów rocznie, gwarantująca rentowność porodówce i bezpieczeństwo pacjentce, powinna być obecnie na nowo zweryfikowana, podwyższona.
– Wciąż nie mamy standardów, które określałyby, gdzie oddziały powinny się znajdować i jakie powinny być a one są niezbędne aby zrestrukturyzować szpitale powiatowe. Samorządowcy muszą dostać argumenty, które będą mobilizowały ich do tego, żeby modernizować szpitale pediatryczne czy porodówki. Wśród 14 projektów, które otrzymają dofinansowanie z Funduszu Medycznego, nie ma szpitali powiatowych i brakuje środków na modernizację szpitali powiatowych. Dla nas bariera minimum 50 mln zł jako wkład własny na realizację projektu jest nie do przejścia – mówił Marek Wójcik, ekspert ds. ochrony zdrowia Związku Miast Polskich podczas Sejmowej Komisji Zdrowia. Jego zdaniem konieczny jest przegląd map potrzeb, które są już nieaktualne ze względu na choćby zmiany w demografii.
Na problemy z utrzymaniem „porodówek”, na których mało się dzieje, wskazywali również dyrektorzy szpitali.
-To jest bardzo drogie. Minimalna obsada to 5 lekarzy na oddziale. Dodatkowo powinniśmy mieć neonatologa. Łącznie trzeba zatrudnić 15-17 osób. Lokalnej ludności bardzo ciężko jest jednak wytłumaczyć, że może nie w każdym powiecie powinna być porodówka – mówił Jerzy Wielgolewski, dyrektor szpitala powiatowego w Makowie Mazowieckim, uczestniczący w posiedzeniu Komisji Zdrowia.
Inna kwestia jest taka, że czasem same ciężarne wybierają duże szpitale, gdzie jest dużo porodów. Jest takie przekonanie, że tam gdzie narodzin jest więcej na dobę, personel jest bardziej doświadczony. Choć nie ma też prostej reguły, że tam, gdzie porodów jest mniej, pacjentki są lepiej doglądane.
Problem rozwiązałby się, gdyby w Polsce rodziło się więcej dzieci. Tu rokowania są jednak niezbyt optymistyczne. Według ostatnich badań CBOS-u, zaledwie co trzecia kobieta w wieku 18-45 lat deklaruje chęć posiadania dziecka.
– Liczba urodzeń będzie spadać, gdyż coraz mniejsza jest liczba kobiet w wieku 15-49 lat, czyli w wieku reprodukcyjnym. Co więcej, w tej grupie rośnie udział kobiet powyżej 30 lat – wg Narodowego Spisu Powszechnego 2021 stanowiły one 66 proc. ogółu kobiet w wieku rozrodczym. To, co możemy zrobić, to zachęcać kobiety do posiadania dzieci, czyli próbować wpływać na to, by częściej niż dotąd decydowały się na potomstwo. Szczególne ważne jest, by kobiety w wieku 25-39 lat, stanowiące blisko połowę grupy kobiet w wieku rozrodczym, mogły zrealizować swe zamierzenia prokreacyjne. Badania CBOS z 2022 roku pokazują, że kobiety w wieku 25-29 lat częściej niż poprzednio odraczają plany urodzenia dziecka poza najbliższe 4 lata, a także więcej nie planuje potomstwa w bliższej i dalszej perspektywie czasowej – wskazuje prof. Irena E. Kotowska, demografka ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie i honorowa przewodnicząca Komitetów Nauk Demograficznych PAN.
– Zmiany liczby kobiet w wieku rozrodczym i ich struktury wieku decydują o liczbie urodzeń. Wraz z opuszczaniem tej grupy przez kobiety z roczników wyżowych lat 70-tych i 80-tych liczba kobiet maleje – między spisem ludności z 2011 roku i 2021 roku zmniejszyła się o prawie 1 mln. Nie jesteśmy w stanie zahamować spadku liczby urodzeń. Możemy tylko poprawiając infrastrukturę zdrowia reprodukcyjnego – próbować zmniejszyć ten spadek – podsumowuje prof. Kotowska.